Thursday 6 June 2013

Bentornato

Recentemente ho avuto un sogno. Ero dai miei genitori. Non capivo bene perchè – non c'era nessuna festa, mi sembrava che fosse l'inizio di ottobre, c'era il sole ma faceva freddo, l'aria era molto chiara, le foglie avevano già cambiato colore e alla luce del sole tutto sembrava essere un quadro impressionista. Comunque, qualcosa non andava... Mia sorella non c'era. Sentivo una tristezza travolgente. Improvvisamente capii. Mia sorella era morta. Quando capii, fu come se il mio cuore si fosse trasformato in pietra. Tutto scomparve.

Ho letto un articolo che diceva che nei nostri sogni guardiamo sempre a noi stessi. Il cervello non fa riferimento al mondo esterno. Tutto ciò che vediamo: bei prati pieni di fiori, la lava che ci rincorre per le strade di una città sconosciuta, far l'amore, andare in guerra - tutto questo siamo noi, non esistono altre persone, tutte le persone che incontriamo nei nostri sogni - siamo noi, solo noi.

Un altro incubo. Il dolore è insopportabile. Esplode nel mio petto come una roccia bollente e si congela immediatamente in tutto il corpo. Voglio combatterlo. Ma non lo combatterò. Mi cattura il buio più totale. Apro gli occhi e mi trovo in cucina, sto accoltellando me stesso con il più grande coltello che ho trovato. Sangue nero ovunque.

La persona che muore nei miei sogni – sono sempre io.

Thursday 30 May 2013

Gong fu e la chiocciola

Era molto presto, una mattina d’estate, l’erba ancora umida di rugiada, sono andato nel luogo dove pratico di solito le forme. Durante il riscaldamento mi sono accorto che in un angolo, vicino a dove ero io, c'era una chiocciola. Stava andando verso un angolo, dove c'era dell’erba, andava alla velocità di una chiocciola: solo quando guardavo abbastanza  lungo potevo dire che la chiocciola si stava muovendo in una certa direzione... All'improvviso ho avuto un'idea. L'idea era che potevo praticare e mantenere l'attenzione sulla chiocciola, sempre con la consapevolezza, nel punto in cui la chiocciola si trovava. All’inizio ho praticato le forme di Taiji. Ero molto sodisfatto, riuscivo a seguire la piccola creatura, ero molto concentrato, tutto andava bene, c'era l'intenzione, c'era l'attenzione... E poi ho cominciato con la forma Shaolin con la spada, la forma di 'san cai jien'. Questa forma è molto dinamica, non è molto lunga ma è sempre molto faticosa... Comunque  ero in buone condizioni, ho fatto la forma senza problemi. Forte! Velocemente!
Si, ma intanto ... la chiocciola era scappata...!

Saturday 27 April 2013

Eksperyment

W 1971 roku w piwnicach stanfordzkiego wydziału psychologii przeprowadzono eksperyment.  Naukowcy przebadali 70 ochotników pod kątem przeszłości kryminalnej, problemów zdrowotnych i predyspozycji psychicznych. Wytypowano 24 studentów, podzielono ich na dwie grupy: strażników i więźniów, a następnie 18 z nich (9 'strażników' i 9 'więźniów') zamknięto w pomieszczeniach symulujących zakład penitencjarny. Celem doświadczenia była analiza wpływu otoczenia – zarówno w sensie fizycznym (izolacja), jak i w sensie konkretnej sytuacji (przynależność do grupy, relacje strażnik – więzień) na zachowanie jednostki. Rezultat: przeciętnie zdrowi na umyśle i duszy studenci, którzy wcielili się w role strażników, zaczęli zachowywać się na tyle okrutnie, że eskperyment przerwano już po sześciu dniach. Czterech 'więźniów' przeszło załamanie nerwowe, w tym jeden z nich – już po 36 godzinach...

W 2007 roku w Warszawie też przeprowadzono eksperyment. W wyniku bliżej nieznanej procedury wytypowano polską parlamentarzystkę, która – nieświadoma intrygi – została poddana presji romantycznego związku z przystojnym nieznajomym, sterującym całą sprawę w kierunku sytuacji korupcyjnej. Podobnie jak w przypadku eksperymentu z 1971 roku, także i tutaj cała akcja zakończyła się spektakularnie. Podobnie jak studenci z Uniwersytetu Stanforda, polska parlamentarzystka popłynęła swobodnie z głównym nurtem rzeki, w którą ją wrzucono – przyjęła torby z pieniędzmi, obiecując w zamian podjęcie próby ustawienia przetargu publicznego... Niestety – w przeciwieństwie do doświadczenia amerykańskiego – polski eksperyment został zaaranżowany całkiem serio przez Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA). W wyniku tej nauczkowo-wychowawczej inicjatywy naszych służb, czerpiącej, jak mniemam, pełnymi garściami z rezultatów badań nowoczesnej psychologii, parlamentarzystka została skazana (wyrokiem sądu I instancji z 16 maja 2012 roku) na karę 3 lat pozbawienia wolności, pozbawienie praw publicznych na 4 lata, przepadek uzyskanej korzyści majątkowej oraz grzywnę. Na szczęście Sąd Apelacyjny w Warszawie właśnie wczoraj zmienił ten wyrok i uniewinnił nieszczęsną parlamentarzystkę od popełnienia zarzucanych jej czynów.

Dzisiaj rano w Programie Trzecim Polskiego Radia toczyła się na ten temat dyskusja w gronie polskich polityków. Jeden z nich powiedział, że rolą CBA powinno być ujawnianie toczących się afer korupcyjnych, a nie organizowanie nowych. Powiedział też, że oczywiście osobną sprawą jest moralnie naganne zachowanie parlamentarzystki – zresztą to samo stwierdził Sąd Apelacyjny... Z pierwszą częścią tej wypowiedzi zgadzam się całkowicie. Też myślałem, że agenci wszelkiej maści oraz ich przełożeni orientują się co do ograniczeń związanych z tzw. “prowokacjami”, bo przecież to jest swego rodzaju ABC pracy służb... Okazuje się, że nie można oczekiwać znajomości ABC od CBA. A co do moralności... Nie, nie zgadzam się. Według mnie – lwią część odpowiedzialności moralnej za całą tę historię ponosi Centralne Biuro Antykorupcyjne. Nie tylko, że zaprogramowali eksperyment z finezją godną profesora Zimbardo. Oni przecież także zniszczyli karierę osobie, która może do końca życia nie wydobędzie się z psychicznej traumy. O tym jakoś nikt nie pamięta.

Acha – jeszcze to: politycy wypowiadający się na temat moralności... Jak by to podsumował pewien tragikomiczny, czarno-beżowy bohater filmowego serialu: “Nie no, Hans, nie rozśmieszaj mnie!”

Sunday 21 April 2013

światopoglądowa hucpa

Parafrazując mojego ulubionego geniusza – nic nie ma sensu, jeśli coś ma sens, to na krótko, a jeśli na dłużej – to i tak bez znaczenia... Tak więc – także i ja jestem niczym. I w dodatku – niczym pozbawionym sensu...
Jakąkolwiek funkcję wywalczę sobie podczas wewnątrz plemiennych walk – szamana, wodza czy wioskowego głupka, czy przyczynię się do pokojowego współistnienia plemion, czy – co bardziej prawdopodobne – do usilnych prób wymazania sąsiadów z powierzchni planety, z pamięci i z przyszłości, nie ma najmniejszego znaczenia. Czy urodziłem się z mózgiem zdolnym do kompresji Wszechświata w matematyczne formuły albo do komponowania światów zupełnie nowych, ze słów, z barw, z dźwięków, czy urodziłem się bez żadnych zdolności, bez potrzeby tworzenia, bez świadomości piękna, nie ma znaczenia. Przyszedłem znikąd i donikąd pójdę. Mój mózg zamieni się w zgniłą breję, moje wiekopomne dzieła rozsypią się w pył, a moje plemię i inne plemiona zginą bez śladu wraz z wioskami, miastami i całą cholerną cywilizacją, osuną się w niebyt po tym, jak sobie trochę pobędą, bez znaczenia i bez sensu.

No, chyba, że istnieje dobry bóg. To może być. Tylko dobry bóg daje jakąś nadzieję. Tylko jego wszechmoc skoncentrowana na nas – jego wyjątkowym stworzeniu – oraz obietnica życia wiecznego w raju pozwala nam godnie chodzić po bagnach i – z bożą łaską – cudownie się nie zapadać. Może istnieje. Trochę ostatnio milczący, pewnie głupio byłoby mu przemawiać do ludu poprzez telewizję satelitarną, mógłby się nie przebić, bo większość pasm i tak jest zajęta przez kanały religijne. Gmail? Odfiltrowałby wiadomość jako spam. SMS? Lud pomyślałby, że to jakiś durny żart kolegi z pracy. To co – płonący krzak? 998. Syna posłać? 999. To może po prostu utopić cały ten biznes i zacząć od nowa? Jednak kogoś trzeba będzie zostawić plus ryby i amerykańską marynarkę wojenną... To już lepiej milczeć.

Bez religii żyje się w upokorzeniu emocjonalnym, a z religią – w upokorzeniu intelektualnym.
Wybór należy do Ciebie.

Sunday 14 April 2013

per parafrasare il genio

Non leggo niente. Se leggo qualcosa, non lo capisco. Se capisco, lo dimentico subito.

Wednesday 10 April 2013

Forecast for tomorrow: the shit will continue

Dictator is in a trap. He may not even known about it. Surrounded by old wolves - the generals with tens of years of experience in ruling in a country of a regime - he has been kept in a greenhouse. The attempt to kill the dictator, which most probably happened at the end of the last year, has been presented to him as a clumsy plot organised by external enemies. Yet the generals know that it was a sign of a growing rebellion inside the country. They know that the rebellion cannot be brought under control this time. It is only a question of months for the underground to become powerful enough to destroy the regime. The generals have no choice. They will lead the dictator into a war with the external enemy because this is the only way they may survive. Both regime and underground will have to stand to fight and die for the country. However the war will be short. The dictator will lose, he will face the court in Hague, perhaps together with some of his military fellow, maybe not. The new system, emerging from ruins of the dictatorship, may ignore many of the rebellion leaders. But it will need and it will welcome some of the old staff with experience in administrating the country, e.g. to avoid an uncontrolled export of the nuclear technologies.

Business as usual. We make war to have peace governed by the war makers.

Tuesday 9 April 2013

Ein Problemchen

Mein Deutsch ist Scheisse... Es wäre ok, natürlich, nicht jeder muss Deutsch sprechen. Es gibt nur ein kleines Problemchen damit. Ich bin ein Deutscher.